Najnowsze wiadomości
Ciężki początek Drozda, Machina i Manhattan dają radę - II kolejka
Jeśli nie do rangi klasyków, to na pewno spotkań z własną specyfiką po 2 kolejce awansował kolejny zestaw – Drozd vs Seven. Ich konfrontacje wydają się nie zawodzić, głównie dlatego, że style, jakie preferują akurat te zespoły, są podobne.
Mobilizacja w obydwu ekipach była imponująca, co w sumie nie dziwi. Drozd, wiadomo – mistrz ligi nie może pozwolić sobie na porażkę na inaugurację sezonu. Seven z kolei może się czuć silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, a z Onyxclubem.pl w przeszłości udało im się wygrać. Inna sprawa, że akurat te zespoły nie mają w naturze tendencji do lekceważenia jakichkolwiek występów. W starym składzie i nowych strojach Drozd zaprezentował się, jak przystało na start sezonu – niezbyt przekonująco. Raz- stracili dużo piłek, dwa - zagrali na niższej skuteczności. Zwyciężyć udało się więc głównie za sprawą dobrej obrony i dominacji na deskach. I to dosłownie. Drozd w ataku zebrał więcej niż Seven w obronie. Przy tak zawalonym elemencie gry nawet życiowa forma Handwerkera i Kałuży na niewiele by się zdała. Indywidualnie na wspomnienie zasługuje kilka świetnych przechwytów z kozła Handwerkera właśnie, Majka sprzątający pod koszem Seven niczym perfekcyjna pani domu i akurat ta jedyna dobra trójka Matysiaka, która zamordowała motywację przeciwników.
Machina tym razem nie dała szans Sharksom. Po meczu w sumie było już w pierwszej kwarcie wygranej 20 do 6. Wychodziło im wszystko, co sobie wymyślili i to bez zagrywek czy ustawiania. Sharks dostali na początek sezonu ciężkie przeprawy, więc teraz już z każdym kolejnym spotkaniem powinno być łatwiej.
Z wyniku i gry zadowolony powinien być też Manhattan. Znacznie skuteczniej załatali dziurę po Kręglickim niż Zmarnowane po Mandowskim. Katowiczanie już w 10 minut zbudowali przewagę, a później trzymali przeciwników na bezpiecznym dystansie. W Manhattanie brak było słabszych ogniw, u Zmarnowanych – mocniejszych.
Mimo olbrzymiego zaangażowania niewiele ugrał Speed. Problemem Tajwańczyków znów okazała się skuteczność (na poziomie 20% z gry). Siedziało jedynie Andy Changowi, który nazbierał 16 punktów z łącznej sumy 28. We Got Game wygrało wysoko, ale powodów do dumy brak. Chociażby dlatego, że w 3 kwarcie nie zdobyli ani jednego punktu(!). Poza tym dysponując znacznie większa masą i centymetrami pozwalali Speedowi na relatywnie dużo.
Mieszane nastroje powinni mieć też w Mikołowie, bo druga połowa spotkania z Respiratorem II była w ich wydaniu męczarnią. Ostatecznie udało się znów wygrać, ale 22 straty to bardzo dużo. Niezbyt skuteczne wydaje się zwłaszcza permanentne szukanie latawcami Krystiana Łagowskiego pod koszem. Respirator dramatycznie potrzebuje wysokich.
Rano o zwycięstwo do ostatnich minut walczyć musiał KiS. Kłopoty sprawiał zwłaszcza nowy nabytek WTF – Marcin Weselak, który z dobry skutkiem zajął się robieniem absolutnie wszystkiego. KiS z zeszłego sezonu zapewne by poległ, ale tegoroczny dał już radę, za sprawą dużego wkładu Beliczyńskiego czy M.Paleja.
Mecz Slow Motion z Encore okazał się swoistą konfrontacją na tablicach Wojtyczki z Szupinem. Pierwszy w efekcie uzbierał 20 piłek, drugi 4 mniej. Wojtyczka miał jeszcze do tego Błaszczyka, który w tym sezonie wyrasta na superstrzelaca i to w sumie wystarczyło.
I na koniec bytomskie derby Rudy Śląskiej. Kegi w prawie kompletnym składzie pokonały, ale nie bez problemów Amigos. Modrzyński i spółka lepiej zaczęli niż kończyli. W sumie jednak potencjał jest spory, jedynie wysokich brak. W Amigos zdobywaniem punktów zainteresowani byli jedynie Balon i Jacaszek.
High five:
Grupa A
Marcin Weselak (WTF)
Michał Beliczyński (KiS)
Rafał Buczma (Machina)
Jarosław Urych (Manhattan)
Krystian Łagowski (Silesia)
Grupa B
Andy Chang (Speed)
Jakub Wojtyczka (Slow Motion)
Paweł Majka (Drozd)
Robert Kałuża (Seven)
PJ